Numer z… numerem! sobota, 8 czerwiec 2013, godz. 14:23
Kiedy nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze…
Czy i tym razem było tak samo?
Od dłuższego czasu po wsiach i na terenie miasta tablice ogłoszeń straszyły mieszkańców wzorem tablic z numerem domu i odpowiednimi sankcjami… karnymi.
Ze szczegółami w milimetrach a nawet rodzajem czcionki tłuczono maluczkim jak takie „ratuszowe” cudo ma wyglądać, dokumentując ów wygląd cudem ratuszowej tablicy numerycznej.
Do tego dodana była informacja, że te cuda muszą na chałupach i płotach, a jak zajdzie potrzeba to jeszcze pewnie i chlewikach, stodołach oraz psich budach, zawisnąć najpóźniej do… 07 czerwca!
I nagle, na kilka dni przed upływem cudownego terminu, zniknęły wszystkie dotychczasowe afisze z
przywołanymi wyżej dyrektywami, czasem przekraczające swoją wielkością format A3, a w ich miejsce pojawiła się dyrektywa carycy Filipiakowej, datowana na dzień 07 maja 2013 roku, którą jaśnie pani – mówiąc najbardziej zrozumiałym językiem – informuje pospólstwo, że te wszystkie wcześniej narzucane pod groźbą sankcji karnych wielkości, formy i wyglądu tablic można sobie… o kant dupy rozbić, bo „… Ustawa nie narzuca koloru (a miał być niebieski zbliżony do RAL 5002), wielkości (a miała mieć 230 x 250 mm) oraz wzoru (a miał być… ratuszowy) takiej tablicy, a jedynie zobowiązuje do umieszczenia na niej numeru budynku oraz nazwy ulicy, placu bądź miejscowości!
Kto więc przez kilka tygodni robił mieszkańców w ch*** i ile na tym zarobił?
Bo tablice wedle wzoru były dosyć „słonym” wydatkiem dla rodzin (które mają problemy z przeżyciem od pierwszego do pierwszego), czasem sięgającym 50,- złotych od sztuki, a moja – obok z lewej – nie dość, że bardziej estetyczna i czytelna, kosztowała mnie zaledwie nie całe… 4,- złote!
A na dodatek, kiedy mi się już znudzi, za kolejne cztery złote mogę sobie zrobić nową, nadto dla odmiany na przykład z buźką carycy, rzecznika czy zucha…
NAPISZ DO MNIE: KONTAKT